Łopatki
mam usztywnione do tego stopnia, że mięśnie bolą przy każdym oddechu. Zaciskam łuk w lewej dłoni, palcami prawej
ręki muskając lotki strzał w wiszącym na moich plecach kołczanie. Prawa noga
wysunięta do przodu, lewa opiera się tylko na palcach. Cele są nieruchome. To
zbyt proste.
Balansuje ciężarem ciała pomiędzy
dwiema nogami.
Krawędź stalowej ramy łuku wbija
mi się w wewnętrzną stronę dłoni.
Klatka piersiowa wolno unosi się
i opada.
Od bardzo dawna nie miałam łuku w
dłoni. Jego ciężar jest inny, rama zimna, strzały inaczej wyważone. Lotki
drapią policzek gdy muskam je poranionymi palcami.
Keana
uważnie lustruje rekrutów. Jej spojrzenie jest zimne, usta ściągnięte w wąską
kreskę. Stopy podążają za sobą w
idealnie równym takcie, ręce splecione z tyłu, głowa uniesiona do góry, plecy
idealnie proste.
To jest wojsko. Nie zabawa.
Stoimy
w kolejce, jedna za drugą tak, że jedynym co widzę jest potylica stojącej przede
mną dziewczyny
Przymykam powieki i oddycham
głęboko. Czuje jak ciepło zaczyna rozlewać się po moim ciele. Jak koniuszki
palców zaczynają płonąć. Zaciskam pięści, wciągam powietrze w płuca. Zagryzam
szczęki, oddech ucieka.
Jestem
pierwsza. Dziewczyna która stała przede mną równym krokiem podąża na maty.
Odrzuca jasny warkocz na plecy i dłońmi rozmasowuje sobie łopatki.
Jest spokojna. Nienaturalnie
spokojna, jakby była pewna, że to co zamierza zrobić uda się perfekcyjnie.
Palce
u jej lewej dłoni rozczapierzają się i poruszają cały czas.
Czerwony płonień odbija się w
czymś co przemieszcza się między jej paliczkami.
Ręka jednym nagłym ruchem unosi
się ku górze i odchyla do tyłu, miękkim ruchem odbijając się od czegoś
niewidzialnego dla ludzkiego oka. Mały nóż wylatuje z delikatnych dłoni
blondynki i obracając się leci ku tarczy. Wbija się, a głuchy łoskot odbija się
echem po dziedzińcu budynku.
Uśmiecha
się leniwie a jednocześnie hardo, zataczając ósemki nadgarstkiem. Długa
włócznia obraca się, a przecinane powietrze charakterystycznie świszczy. W
końcu unosi broń nad ramie i zamachuje się nią w tył. Zdaje się, że drzewce
włóczni spoczywa na opuszkach jej palców delikatnie jak najlżejsze piórko, i już po chwili miękko
wysuwa się z uchwytu lecąc daleko, i ciągnąc za sobą sylwetkę dziewczyny, która
pochyla się lekko.
Jest w niej coś, co przywodzi mi
na myśl diament.
Delikatny, a jednocześnie nie
możliwy do skruszenia, zawsze zachowa w sobie ostrość i harmonijne piękno.
Serce
rozbija się o żebra, które nagle zdają się mieć ostre krawędzie, które z każdym
uderzeniem wyrywają kolejny jego skrawek.
Przymykam oczy i staję prosto.
Wysuwam w przód lewą stopę,
chwytam łuk w lewą dłoń. Wyciągam go przed siebie, usztywniając ramię. Zahaczam
zagiętymi palcami o jedną z lotek i wysuwam strzałę z kołczanu. Oddech mam
ciężki, urywany. Odginam środkowy palec, trzymając strzałę między nim, a palcem
wskazującym.
Strzała
idealnie pasuje do łuku. Zaciskam palce na cięciwie, czując jak cienka żyłka
rozcina mi skórę.
Pisk opon dociera do mnie z opóźnieniem. Z opóźnieniem dociera do mnie,
że lecę w przód. Nie reaguję na nic co dzieje się dookoła. Pęd paraliżuje moje
ciało. Nie wyciągam dłoni przed siebie. Nie próbuję się ratować.
Impuls,
niczym kopnięcie prądem przeszywa barki. Ramiona automatycznie unoszą się ku
górze.
Stąpam delikatnie po schodach. Wdrapuję się na strych i grzebię w
starych skrzyniach, aby w końcu znaleźć to czego szukam.
Bark
wędruje delikatnie do tyłu, ugięta w ramieniu ręka podąża za nim. Pierzasty
bełt muska delikatnie moją wargę.
Małą kopertę. Wyjmuję z niej małą, zgiętą pożółkłą kartkę.
Płonące
tęczówki patrzą na mnie uważnie. Wargi czarnowłosego wykrzywia grymas, będący
zapewne uśmiechem.
Wbrew ogniowi oczach, serce ma z
lodu.
Moje
ciało tężeje gotowe do strzału.
Ona jest słaba. To nie jest miejsce, dla takich jak ona.
Oddech więźnie
w moich płucach, Rozsadza je od środka. Zaciskam powieki i podnoszę ramię o kąt
dziewięćdziesięciu stopni ku górze.
Nie. Jestem Słaba.
Palce
odskakują wypuszczając ostrą żyłkę z uścisku. Strzała szybuje ku górze.
Ale to nie jest miejsce dla mnie.
Płonąca
pochodnia spada na mnie w ogromnym tempie. Trzy noże wylatują w jej kierunku i
przebijając się przez drewnianą rękojeść siłą pędu ciągną ją za sobą ku jednej
z kamiennych ścian jaskini wyrytej w skale podziemnych gór.
Zgrzyt wdziera mi się do uszu.
Ogień zgasł.
Zaciskam
dłoń w pieść. Nie czekam na oklaski, ani na pozwolenie, odwracam się przodem do
sztabu wojskowych i szukam dwóch skrzących ogników.
Nie znajduję.
-
Ładny popis - czyjaś taca ląduje na stoliku przy którym siedzę.
Dawno już po obiadach, ale nasze
sprawdziany dopiero się skończyły. Tłum młodych ludzi wlewa się przez drzwi, w
sali słychać krzyki i śmiechy. Jest tak jakby przed chwilą skończył się kolejny
nużący trening.
Rudowłosa dziewczyna siada
naprzeciwko mnie i obserwuje uważnie. Miska zupy stoi przed nią nie tknięta,
dziewczyna raczej nie ma zamiaru jeść.
- Co chcesz? - puszczam łyżkę,
która z brzękiem odbija się od metalowego naczynia i prostuję się spoglądając
na nią.
- Co cię łączy z Damone Mortem? -
przez kilka sekund uważnie przyglądam się rudowłosej.
Uśmiecha się delikatnie, a jasne
brwi są uniesione do góry.
- Nic.
- Czyżby? - coś w jej spojrzeniu
sprawia, że nagle czuję się bezsilna, pozbawiona własnej woli.
Ale tylko przez chwilę.
- Tak - rzucam trochę zbyt ostro,
ale dziewczynie to nie przeszkadza.
- Jesteś bardzo silna.
Nie do końca rozumiem co ma na
myśli, ale nie otrzymuje od niej żadnego wytłumaczenia. Bo gdy otwieram oczy
jej już nie ma. Jedynie nietknięta porcja zupy świadczy o tym, że nie była
tylko moim urojeniem.
Posiłek jest już zimny, więc
zostawiam miskę na stole i podnoszę się z miejsca. W drzwiach mijam Damona,
odwracam wzrok by na niego nie spojrzeć. Jednak ciepła dłoń zahacza o moją .
Ale gdy się odwracam, jego już nie ma
-
Nic?
Wzruszam automatycznie ramionami
słysząc głos rudowłosej.
- Nic - rzucam odwracając się na
pięcie i ruszam przed siebie.
- Dobrze kłamiesz - zatrzymuję
się i oglądam przez ramie. - Pamiętaj
Blair, liczą się tylko pozory.
Słyszę jak odchodzi tupiąc
nogami. Po chwili echo kroków niknie za zakrętem.
Pozory?
Nie przeczytałam wszystkich rozdziałów, ale te co przeczytałam są naprawdę mocne.
OdpowiedzUsuńAch ten opis *.* Czuję, że tam jestem, widzę to, oddycham tam, może wyobrażam sobie inaczej niż byś chciała, ale moje wyobrażenia o tej sytuacji są nakierowane twoimi opisami. Po prostu jak bym tam była. Świetne!
Pozdrowienia z tamtąd Mel.