Płuca
mnie palą. Nie mogę złapać oddechu. Brakuje mi powietrza. Duszę się. Odpadam na
kolana. Nie wolno mi się zatrzymywać. Dźwigam się na nogi. Znów widzę postawną
blondynkę. Znów mnie dogania. Zrywam się z ziemi i pędzę przed siebie. Każdy
mięsień pali. Każdy woła o chwilę
przerwy, jednocześnie rwąc się do biegu.
Ręce pracują równo z nogami. Dyszę pędząc przez las. Gdzieś daleko przed
sobą spomiędzy gałęzi dostrzegam ciepły blask ognia.
Meta.
Zaciskam zęby wyciągając nogi
jeszcze bardziej. Staję tylko na czubkach palców i wybijam się dalej. Tuż za mną pędzi średniego wzrostu szatyn.
Sapie, jest czerwony na twarzy, ale stara się mnie wyprzedzić.
Wiatr uderza w moje rozgrzane
ciało sprawiając że momentalnie dostaję gęsiej skórki. Ale to mnie nie zatrzymuje. Pędzę przez Szósty Segment. Nie zastanawiam
się jak daleko jeszcze. Widzę tylko ciepłe, delikatne światło ogniska gdzieś
pomiędzy gęstwiną.
Wygrałam.
Łapczywie
wdycham powietrze, oddycham jednocześnie nosem i ustami. Leżę na ziemi, szeroko
rozkładam ręce, otwieram klatkę piersiową. Zimne powietrze łykane haustami
wdziera się do moich rozpalonych płuc i zadaje mi niesamowity ból. Płonące
gardło zostaje nagle zmrożone. Wszystkie palące mięśnie odmawiają
posłuszeństwa. Spięte ciało wiotczeje.
Uśmiecham się do samej siebie
wpatrując się w zieloną plątaninę liści i gałęzi nad moją głową.
Coś ciężkiego odbija się od moich
żeber i ląduje na ziemi obok mnie.
Butelka z wodą.
Podnoszę się na łokciach i łapczywie
wypijam wszystko.
Odchylam głowę do tyłu i opadam z
powrotem na trawę. Błogie uczucie jedwabiu zastępuje palące języki w
przełyku. Zamykam oczy i oddycham,
staram się unormować tętno.
Zmęczona
opadam ciężko na łóżko. Czuję czyjeś usta na czole i słyszę skrzypnięcie drzwi.
Nie mam siły unieść nawet powiek.
Budzik
wyje przeraźliwie niczym alarm pożarowy. Otwieram oczy i próbuję dźwignąć się
na łokcie ale ręce za bardzo mnie bolą. Opadam miękko na poduszkę i zastanawiam
się jak trafiłam do pokoju.
Ale nie wiem. Zginam ręce i
odstawiając łokcie kładę je równolegle do ciała. Jeden krótki impuls zmusza
mnie do dźwignięcia się z miękkiego materaca.
Spuszczam nogi na podłogę i wstaję. Każdy mięsień w moim ciele pali.
Tak jest każdego poranka.
Wyciągam z szafy mundur i idę do
łazienki. Staję przed lustrem i przyglądam się dziewczynie która odbija się w jego srebrzystej tafli.
Długie brązowe włosy falują i
okalają pełniejszą niż kiedyś twarz. Kości policzkowe są bardziej wydatne przez
co morksie oczy zdają się być większe. Prawy łuk brwiowy jest rozcięty, lewy
policzek przecina długi na dziesięć centymetrów strup. Oczy są podkrążone, a
drugi policzek zdobi sporych rozmiarów siniec. Chuda, patyczkowata figura
zmieniła się w wysportowaną, szczupłą sylwetkę. Tam gdzie kiedyś wystawały mi
kości dziś widzę mięśnie. Łokcie, ramiona, obojczyki i kolana wciąż odstają, a
dłoń podskakuje na każdej kości kręgosłupa, ale nie jestem już słaba.
Wciągam szare obcisłe spodnie z
kieszenią na jednym kolanie. Do drugiej nogi w tym samym miejscu dopinam
specjalny podwójny pas sięgający aż do uda. Syczę zaciągając pasek na
obtłuczonej nodze. Następnie wrzucam przez głowę prostą czarną bluzkę. Na
wierzch zarzucam skórzaną kurtkę. Włosy upinam do tyłu i plącze w starannego
warkocza. Nie pozwalam grzywce opaść na twarz, jedynie kilka cienkich,
niesfornych pasemek ciemnych włosów osuwa mi się na czoło z ciasnego
splotu. Odrzucam warkocz do tyłu i
przyglądam się przez chwile swoim długim, brązowym włosom, które sięgają mi
teraz do pasa.
Wychodzę z łazienki i zakładam
skórzane buty do połowy łydki. Wiążę
pierwsze siedem dziurek ostatnie trzy zostawiając luźno. Do jednego z butów
wsuwam krótki ostry nożyk. Do pokrowca na nodze wsuwam pistolet i długi nóż.
Podciągam rękawy kurtki i ociągam się z wyjściem z pokoju.
Kieruję
się do jadalni. Ogromna sala pełna ludzi jak zwykle pachnie obiadem. Siadam na
krześle przy stoliku obok rudowłosej dziewczyny. Tej samej, która skakała po
drzewach w czasie wyścigu. Pierwszy raz
widzę ją na śniadaniu. Pierwszy raz od dawna jem śniadanie o tak późnej porze.
- Dzisiaj będą nas sprawdzać –
odzywa się moja towarzyszka. Nie odpowiadam jej, a jedynie kiwam głową. – Boisz się?
Wzruszam ramionami dziobiąc
widelcem kaszę w miseczce, która stoi przede mną.
- Nie jesteś chyba specjalnie
kontaktowa, co? – uśmiecha się lekko.
Na moją twarz wkrada się na wpół
ironiczny, na wpół szczery uśmiech.
- Kiedyś byłam .
Dziewczyna otwiera usta jakby
chciała coś powiedzieć ale zaraz je zamyka. Robi tak jeszcze kilka razy, a ja
zaczynam się śmiać.
- Wyglądasz jak ryba.
- Wiem o tym – odpowiada hardo. –
A ty ładniej wyglądasz jak się uśmiechasz.
Unoszę brwi, a uśmiech znika z
mojej twarz gdy zauważam stojącą w wejściu postać. Wysoka, chuda chłopięca
sylwetka ukryta pod czarnymi ubraniami i tego samego koloru włosy w nieładzie.
Z nikim nie jestem w stanie go
pomylić.
Ogniste oczy wędrują przez chwilę
po Sali, aż nasze spojrzenia się krzyżują. Ogień w oczach na chwile gaśnie i
przez chwile jestem lustrowana przez znajome orzechowe tęczówki przyjaciela.
Ale już po chwili płomień bucha w nich na nowo, jakby ze zdwojoną siłą.
Dziewczyna odwraca się w tamtą
stronę i uśmiecha lekko.
- Damon Mortem – ruda patrzy na
mnie z uwagą spod wachlarza ciemnych rzęs.
– Wbrew ogniowi oczach, serce ma
z lodu.
Kiwam lekko głową, nie zwracając
uwagi na słowa, które wypowiada dziewczyna.
Czuję znajome ciepło otaczające moje ciało. Gorące wargi składające
delikatny pocałunek na moim czole.
Czuję znajomy zapach spalenizny,
będącej jednocześnie czymś niezwykle delikatnym znajomym, w znikomym stopniu
przypominającym mi dzieciństwo.
Casper.
Stoimy w szeregu, z daleka wszystkie musimy
wyglądać prawie tak samo. Jedynym co odróżnia od siebie większość dziewcząt
jest kolor włosów. Prostuję się gdy wojowniczka mija mnie jednocześnie mierząc wprawionym,
krytycznym okiem. Następnie odwraca się na pięcie i odchodzi do dowództwa.
Dyktuje coś niskiej przestraszonej dziewczynie w wojskowym mundurze. Ta kiwa
głową szybko notując i co chwile potakuje.
Odbierają
nam kabury z pistoletami i krótkie noże. Zamiast tego na stojakach leżą
włócznie, oszczepy, topory. Większość z nas jest przerażona. Ja rozglądam się
uważnie. Wreszcie na końcu hangaru dostrzegam to czego szukałam.
Łuki. Długie noże.
- Macie pokazać to co potraficie
najlepiej. Używania tej broni każdy z was uczył się na treningach
indywidualnych.
- To po co ćwiczyliśmy się w
biegach i strzelaniu z pistoletów? – jakaś dziewczyna pochodząca z Podziemia
wyrywa się przed równo stojący szereg. W jej głosie można dosłyszeć wyraźną
wściekłość.
Wojowniczka, która stoi przodem
do nas uśmiecha się kpiąco.
- Ponieważ ci z was, którzy
nadają się na Wojowników tak czy siak sobie poradzą. A pozostali zostaną
wcieleni do Grey Gremson – przygląda się dziewczynie przez chwile. – A
Wojownicy, chociaż nie noszą przy sobie normalnej broni, to musza potrafić się
nią posługiwać. Bo gdy przyjdzie wojna nie będzie czasu na strzelnie z łuku –
kobieta pluje blondynce tymi słowami w twarz.
Dziewczyna kuli się i garbi,
zaciska oczy aby nie wybuchnąć płaczem.
Kobieta natomiast stoi nad nią z idealnie prostymi plecami i głową
uniesioną wysoko.
Żadnych więcej sprzeciwów…
Powiem tak... podoba mi się. Narzucasz powoli tempo akcji, ukazujesz szerzej uczucia. Jedno małe "ale" - z tego co zauważyłam, popełniłaś trzy błędy ortograficzne :
OdpowiedzUsuń- "morksie oczy" : powinno być "morskie"
- "plącze" : powinno być "plączę" lub "zaplatam"
- "wbrew ogniowi oczach" : powinno być : "wbrew ogniowi w oczach"
Ale nie martw się, nie robię tego złośliwie, po prostu to są takie irytujące literówki, które popełnia każdy :)
Pozdrawiam
Lisiak
Możecie mi jak najbardziej zwracać uwagę na takie błędy, bo mam dysleksję i nie jestem w stanie ich zauważyć, więc dziękuję i zaraz poprawię.
UsuńNie ma za co :)
Usuń