środa, 19 czerwca 2013

Paląc za sobą mosty


                Płuca mnie palą. Nie mogę złapać oddechu. Brakuje mi powietrza. Duszę się. Odpadam na kolana. Nie wolno mi się zatrzymywać. Dźwigam się na nogi. Znów widzę postawną blondynkę. Znów mnie dogania. Zrywam się z ziemi i pędzę przed siebie. Każdy mięsień pali.  Każdy woła o chwilę przerwy, jednocześnie rwąc się do biegu.
Ręce pracują równo z nogami.  Dyszę pędząc przez las. Gdzieś daleko przed sobą spomiędzy gałęzi dostrzegam ciepły blask ognia.
Meta.
Zaciskam zęby wyciągając nogi jeszcze bardziej. Staję tylko na czubkach palców i wybijam się dalej.  Tuż za mną pędzi średniego wzrostu szatyn. Sapie, jest czerwony na twarzy, ale stara się mnie wyprzedzić.
Wiatr uderza w moje rozgrzane ciało sprawiając że momentalnie dostaję gęsiej skórki. Ale to mnie nie zatrzymuje.  Pędzę przez Szósty Segment. Nie zastanawiam się jak daleko jeszcze. Widzę tylko ciepłe, delikatne światło ogniska gdzieś pomiędzy gęstwiną.
Wygrałam.       
                Łapczywie wdycham powietrze, oddycham jednocześnie nosem i ustami. Leżę na ziemi, szeroko rozkładam ręce, otwieram klatkę piersiową. Zimne powietrze łykane haustami wdziera się do moich rozpalonych płuc i zadaje mi niesamowity ból. Płonące gardło zostaje nagle zmrożone. Wszystkie palące mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Spięte ciało wiotczeje.
Uśmiecham się do samej siebie wpatrując się w zieloną plątaninę liści i gałęzi nad moją głową.
Coś ciężkiego odbija się od moich żeber i ląduje na ziemi obok mnie.
Butelka z wodą.
Podnoszę się na łokciach i łapczywie wypijam wszystko.
Odchylam głowę do tyłu i opadam z powrotem na trawę. Błogie uczucie jedwabiu zastępuje palące języki w przełyku.  Zamykam oczy i oddycham, staram się unormować tętno.
                Zmęczona opadam ciężko na łóżko. Czuję czyjeś usta na czole i słyszę skrzypnięcie drzwi. Nie mam siły unieść nawet powiek.

                Budzik wyje przeraźliwie niczym alarm pożarowy. Otwieram oczy i próbuję dźwignąć się na łokcie ale ręce za bardzo mnie bolą. Opadam miękko na poduszkę i zastanawiam się jak trafiłam do pokoju.
Ale nie wiem. Zginam ręce i odstawiając łokcie kładę je równolegle do ciała. Jeden krótki impuls zmusza mnie do dźwignięcia się z miękkiego materaca.  Spuszczam nogi na podłogę i wstaję. Każdy mięsień w moim ciele pali.
Tak jest każdego poranka.
Wyciągam z szafy mundur i idę do łazienki. Staję przed lustrem i przyglądam się dziewczynie która odbija się w jego srebrzystej tafli.  
Długie brązowe włosy falują i okalają pełniejszą niż kiedyś twarz. Kości policzkowe są bardziej wydatne przez co morksie oczy zdają się być większe. Prawy łuk brwiowy jest rozcięty, lewy policzek przecina długi na dziesięć centymetrów strup. Oczy są podkrążone, a drugi policzek zdobi sporych rozmiarów siniec. Chuda, patyczkowata figura zmieniła się w wysportowaną, szczupłą sylwetkę. Tam gdzie kiedyś wystawały mi kości dziś widzę mięśnie. Łokcie, ramiona, obojczyki i kolana wciąż odstają, a dłoń podskakuje na każdej kości kręgosłupa, ale nie jestem już słaba.
Wciągam szare obcisłe spodnie z kieszenią na jednym kolanie. Do drugiej nogi w tym samym miejscu dopinam specjalny podwójny pas sięgający aż do uda. Syczę zaciągając pasek na obtłuczonej nodze. Następnie wrzucam przez głowę prostą czarną bluzkę. Na wierzch zarzucam skórzaną kurtkę. Włosy upinam do tyłu i plącze w starannego warkocza. Nie pozwalam grzywce opaść na twarz, jedynie kilka cienkich, niesfornych pasemek ciemnych włosów osuwa mi się na czoło z ciasnego splotu.  Odrzucam warkocz do tyłu i przyglądam się przez chwile swoim długim, brązowym włosom, które sięgają mi teraz do pasa.
Wychodzę z łazienki i zakładam skórzane buty do połowy  łydki. Wiążę pierwsze siedem dziurek ostatnie trzy zostawiając luźno. Do jednego z butów wsuwam krótki ostry nożyk. Do pokrowca na nodze wsuwam pistolet i długi nóż. Podciągam rękawy kurtki i ociągam się z wyjściem z pokoju.
                Kieruję się do jadalni. Ogromna sala pełna ludzi jak zwykle pachnie obiadem. Siadam na krześle przy stoliku obok rudowłosej dziewczyny. Tej samej, która skakała po drzewach w czasie wyścigu.  Pierwszy raz widzę ją na śniadaniu. Pierwszy raz od dawna jem śniadanie o tak późnej porze.
- Dzisiaj będą nas sprawdzać – odzywa się moja towarzyszka. Nie odpowiadam jej, a jedynie kiwam głową.  – Boisz się?
Wzruszam ramionami dziobiąc widelcem kaszę w miseczce, która stoi przede mną.
- Nie jesteś chyba specjalnie kontaktowa, co? – uśmiecha się lekko.
Na moją twarz wkrada się na wpół ironiczny, na wpół szczery uśmiech.
- Kiedyś byłam .
Dziewczyna otwiera usta jakby chciała coś powiedzieć ale zaraz je zamyka. Robi tak jeszcze kilka razy, a ja zaczynam się śmiać.
- Wyglądasz jak ryba.
- Wiem o tym – odpowiada hardo. – A ty ładniej wyglądasz jak się uśmiechasz.
Unoszę brwi, a uśmiech znika z mojej twarz gdy zauważam stojącą w wejściu postać. Wysoka, chuda chłopięca sylwetka ukryta pod czarnymi ubraniami i tego samego koloru włosy w nieładzie.
Z nikim nie jestem w stanie go pomylić.
Ogniste oczy wędrują przez chwilę po Sali, aż nasze spojrzenia się krzyżują. Ogień w oczach na chwile gaśnie i przez chwile jestem lustrowana przez znajome orzechowe tęczówki przyjaciela. Ale już po chwili płomień bucha w nich na nowo, jakby ze zdwojoną siłą.
Dziewczyna odwraca się w tamtą stronę i uśmiecha lekko.
- Damon Mortem – ruda patrzy na mnie z uwagą spod wachlarza ciemnych rzęs.  – Wbrew ogniowi  oczach, serce ma z lodu.
Kiwam lekko głową, nie zwracając uwagi na słowa, które wypowiada dziewczyna.  Czuję znajome ciepło otaczające moje ciało. Gorące wargi składające delikatny pocałunek na moim czole.
Czuję znajomy zapach spalenizny, będącej jednocześnie czymś niezwykle delikatnym znajomym, w znikomym stopniu przypominającym mi dzieciństwo.
Casper.

                 Stoimy w szeregu, z daleka wszystkie musimy wyglądać prawie tak samo. Jedynym co odróżnia od siebie większość dziewcząt jest kolor włosów. Prostuję się gdy wojowniczka mija mnie jednocześnie mierząc wprawionym, krytycznym okiem. Następnie odwraca się na pięcie i odchodzi do dowództwa. Dyktuje coś niskiej przestraszonej dziewczynie w wojskowym mundurze. Ta kiwa głową szybko notując i co chwile potakuje.
               
                Odbierają nam kabury z pistoletami i krótkie noże. Zamiast tego na stojakach leżą włócznie, oszczepy, topory. Większość z nas jest przerażona. Ja rozglądam się uważnie. Wreszcie na końcu hangaru dostrzegam to czego szukałam.
Łuki. Długie noże.
- Macie pokazać to co potraficie najlepiej. Używania tej broni każdy z was uczył się na treningach indywidualnych.
- To po co ćwiczyliśmy się w biegach i strzelaniu z pistoletów? – jakaś dziewczyna pochodząca z Podziemia wyrywa się przed równo stojący szereg. W jej głosie można dosłyszeć wyraźną wściekłość.
Wojowniczka, która stoi przodem do nas uśmiecha się kpiąco.
- Ponieważ ci z was, którzy nadają się na Wojowników tak czy siak sobie poradzą. A pozostali zostaną wcieleni do Grey Gremson – przygląda się dziewczynie przez chwile. – A Wojownicy, chociaż nie noszą przy sobie normalnej broni, to musza potrafić się nią posługiwać. Bo gdy przyjdzie wojna nie będzie czasu na strzelnie z łuku – kobieta pluje blondynce tymi słowami w twarz. 
Dziewczyna kuli się i garbi, zaciska oczy aby nie wybuchnąć płaczem.  Kobieta natomiast stoi nad nią z idealnie prostymi plecami i głową uniesioną wysoko.
Żadnych więcej sprzeciwów…

3 komentarze:

  1. Powiem tak... podoba mi się. Narzucasz powoli tempo akcji, ukazujesz szerzej uczucia. Jedno małe "ale" - z tego co zauważyłam, popełniłaś trzy błędy ortograficzne :

    - "morksie oczy" : powinno być "morskie"

    - "plącze" : powinno być "plączę" lub "zaplatam"

    - "wbrew ogniowi oczach" : powinno być : "wbrew ogniowi w oczach"

    Ale nie martw się, nie robię tego złośliwie, po prostu to są takie irytujące literówki, które popełnia każdy :)

    Pozdrawiam
    Lisiak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możecie mi jak najbardziej zwracać uwagę na takie błędy, bo mam dysleksję i nie jestem w stanie ich zauważyć, więc dziękuję i zaraz poprawię.

      Usuń