-
Do pokoju i nie wychodź! - jego głos jest przeszywająco zimny.
Jak kiedyś. Z jednej strony mnie
to cieszy, bo nie będzie się o mnie martwił.
Ale z drugiej strony w chwili, w
której te słowa padają z jego ust, jakieś ukłucie przeszywa moje serce.
W odpowiedzi na rozkaz kiwam
tylko głową. Postanawiam nie wypowiadać na głos słów, które przychodzą mi na
myśl.
Stąpam
najciszej jak potrafię po kamiennej posadzce korytarza, modląc się, aby nikt
mnie nie zobaczył.
Wypuszczam powietrze z płuc,
łapiąc jednocześnie klamkę u drzwi do mojego pokoju.
Pcham je do przodu, zaciskając
oczy i zagryzając usta, modląc się w duchu aby nie skrzypnęły.
Gdy
zmęczona padam na łóżko, a w ustach czuję smak krwi, zdaję sobie sprawę, że
ktoś mnie obserwuje. Zrywam się gwałtownie z posłania, rozglądając z uwaga
dookoła. Jednak w panującej w pomieszczeniu ciemności nie dostrzegam właściwie
niczego niepokojącego.
Oddycham
ciężko. Zaciskam powieki, pozwalając oczą delikatnie zamglić się łzami. Gdy
znów spoglądam na świat, w moim pokoju panuje już jasność. Ale niepokojących
stworów, ani potworów z pod łóżka nie ma nigdzie w pomieszczeniu. Wzdycham
ciężko i opierając plecami o ciężkie dźwiękoszczelne drzwi, zsuwam się na
podłogę. Siadam po turecku, odchylając głowę w tył. Nie lubię gdy w
pomieszczeniu panuje przesadna jasność, więc wciągam rękę, aby częściowo
chociaż wyłączyć świecące na suficie ostrym światłem jarzeniówki. Jednak gdy
opuszek mojego palca styka się z chłodnym plastikowym pokrętłem, coś każe mi
pozwolić mrokowi opanować cały mój pokuj. Spoglądam przed siebie i widzę okno,
które wychodzi na tak zwaną leśną bramę. Za nią nie ma nic, jedynie pozornie
gładka tafla jeziora. Dźwigam się na nogi i podchodząc do szyby sięgam do
żaluzji, opuszczając ją i choć na chwilę całkowicie odcinając się od otoczenia.
Następnie siadam na środku
pokoju, pomiędzy moim łóżkiem, a tym które dotychczas zajmowała Victoria.
Rozpościeram
dłonie wpatrując się w nie uważnie, a już po chwili koniuszki moich palców
zaczynają się tlić, znajomym już, choć nadal przerażającym dla mnie bladym
światłem.
Uśmiecham się pod nosem, i staram
się kontrolować rozprzestrzeniający się po moim ciele biały płomień. Oddycham
głęboko zagryzając zęby i pozwalając światłu rozbłysnąć z całą mocą jaką skrywa
ono, bądź może ja sama.
Gdy
otwieram oczy czuję jak całe moje ciało jest wycieńczone. Dźwigam się z
twardego materaca, wpatrując w małe okienko, przez które wpada nie wpada nawet
nikłe światło. Świat w którym żyję cały pogrążony jest w mroku.
Rozmasowuję szczególnie obolałe
ramiona i kolana, następnie wyciągam z szafy czysty komplet ubrań składających
się na mundur i zdaję sobie sprawę, że oto nadszedł pierwszy dzień mojego
szkolenia w Szóstym Segmencie.
Jeżeli
zapuszczę się zbyt daleko trafię na Cmentarzysko.
A ja nie umiem zatrzymać się w
odpowiednim momencie.
Moje
rozmyślania przerywa pukanie, walenie wręcz do drzwi kwatery w której się
znajduję. Odwracam się od lustra i pośpiesznie otwieram drzwi.
- Blair już czas… - głos Damona nagle się urywa, a ogniste tęczówki
po raz pierwszy na mój widok gasną zamiast zapłonąć. Jego dłoń mimowolnie unosi
się na wysokość mojej twarzy, a opuszki palców wędrują po nieokrzesanych falach
włosów, które luźno spuszczone na ramiona osłaniają mi również twarz i oczy. Na
wpół otwarte usta wpływa blady uśmiech.
Wszystko to trwa nie dłużej niż
kilka sekund, a my zatrzymujemy powietrze w płucach jakby bojąc się wje
wypuścić.
Ale już po chwili na powrót się
prostuję i otwierając szerzej drzwi wpuszczam Mortema do środka. Jego tęczówki
na powrót płoną, a dłonie są mocno wciśnięte w dość głębokie kieszenie munduru.
Dopiero
teraz zdaję sobie sprawę, że mój przyjaciel także ma na sobie strój Wojowników.
- Masz Zmysł? - pytam stając z powrotem przed lustrem i zaplatając włosy w
luźny warkocz.
- Zostaw- wyrywa mu się nagle i
widzę płonące tęczówki odbijające się w lustrze. Stoi tuż za mną, sprawiając
tym samym, że zaczynam się bać coraz bardziej.
Jego dłoń, gorąca, prawie paląca
wędruje po moim policzku w kierunku ust. Kciuk dotyka lekko mojej wargi a potem
wędruje do ramion i odwraca mnie ku sobie zakleszczając w silnym uścisku. Wtula
twarz w moje włosy, przysuwając usta do mojego ucha.
- W Szóstce pod żadnym pozorem nie wolno ci ujawnić swoich
umiejętności. Nie wolno ci też śpiewać tej piosenki. Pamiętaj - jego szept
wdziera się do mojego ucha wraz z falą gorącego powietrza.
Następnie odsuwa mnie od siebie, na długość wyprostowanych
rąk i wciąż kurczowo ściskając moje ramiona spogląda mi w oczy wskazując
nieznacznie głową na róg pokoju, w którym znajduje się maleńka czarna kulka
wisząca pod sufitem. Po czym miękko znów wciąga mnie w swoje ramiona.
- Dziś rano - szepce zapewne domyśliwszy się pytanie które
cisnęło mi się na usta. - Dbaj o pozory !
Nie rozumiem co chce przez to powiedzieć, ale pojmuję gdy
nachyla się nade mną i składa na moich ustach delikatny pocałunek. Momentalnie
dociera do mnie, ze po tym co zrobiliśmy wczoraj muszę być bardzo przekonująca,
bo inaczej nikt nie uwierzy, że nie próbowałam uciec.
Dlatego decyzję podejmuję momentalnie.
Przylegam
do niego całym ciałem i zamykając oczy zarzucam mu ręce na szyje.
Nie całuję go mocno, tylko delikatnie, ale wtulam się w
niego i czuję jego ręce oplatające mnie
w pasie. Ma ciepłe usta, jak samo jak dłonie i twarz. Całuje mnie delikatnie,
jakby chciał mnie przeprosić za to, że musi mnie pocałować.
Po chwili odsuwa się ode mnie i przez moment wpatruje się
intensywnie w moją twarz. Dopiero potem prawie niezauważalnie kiwa głową, na
znak, że jest dobrze. Potem odsuwa się ode mnie i łapiąc za rękę wyprowadza na
korytarz. Gdy drzwi się za nami zamykają oboje wzdychamy ciężko, a do mnie
dociera fakt, że teraz nie ma już możliwości odwrotu.
Ważne
są tylko pozory…
Czy ja już mówiłam, że twoja historia jest tak... namacalna, że kiedy ją czytam, to aż trzepie mnie ze strachu?
OdpowiedzUsuńCholercia muszę przeczytać od początku, a cały czas mi się nie udaje .____. Jej, jej, jej. Bosko.
OdpowiedzUsuń