lub
Ludzie, których mijam na ulicy wydają się być wszyscy tacy
sami. Wszędzie wokół mnie migają blond włosy i spore, niebieskie oczy. Ich
głębia i ostrość rysów twarzy jest jedynym co ich od siebie odróżnia. Czasem twarze są przyjazne, o ciepłych,
jasnych oczach. Czasem oschłe spojrzenia ciemnych niebieskich oczu przeszywają
na wylot jakby wbijały się w ciało niczym szpilki.
Jednak żadne z oczu nie dorównują kolorem tęczówką Victorii,
które w półmroku podziemnego miasta rozżarzyły się setkami gwiazd, jak nocne
niebo, a ich kolor przypomina teraz
bardziej głęboką czerń niż granatowy.
Na
targowisku przez które się przedzieramy nie ma zbyt wielu dzieci, ale te które
są wyglądają niczym małe kopie dorosłych. Jasne blond włosy i niebieskie oczy
przywodzą mi na myśl perfekcyjnych aniołów z książek. W tłumie dostrzegam może
dwie osoby o innym kolorze włosów i dochodzę do wniosku, że to osoby które nie
pochodzą stąd.
Nie do
końca wiem co ze sobą począć, bo Victoria
stoi przy jednym ze straganów, więc zaczynam rozglądać się dookoła.
Kilka straganiarek nachyla się do ucha sąsiadki i szepcząc coś, wytykają na
mnie palcami. Chwilę trwa, zanim zdam sobie sprawę, że nie są one jedyne. Matki kryją swoje dzieci,
ludzie omijają mnie szerokim łukiem, sprawiając, że w promieniu dwóch metrów
ode mnie nie znajduje się ani jeden żywy człowiek.
W moje
policzki uderza fala gorąca. Mojej własne krwi. Speszona wbijam uporczywe
spojrzenie w ziemie. Słyszę jedno drwiące parsknięcie. I ani jednego więcej.
Podnoszę wzrok w miejsce, w którym powinna stać osoba która się zaśmiała, ale
widzę tam jedynie pustkę.
Chwilę
później czuję czyjąś dłoń, która delikatnie popycha mnie do przodu. Nerwowo
odskakuję oglądając się jednocześnie do tyłu. Widzę Victorię. Kiwa lekko głową
dając mi znać że mam iść do przodu. Niepewnie
podążam za nią, aż do wysokich, prostych drzwi, które po chwili się otwierają.
A mnie ogarnia wrażenie, że pakuję się właśnie w jeszcze
większe kłopoty niż te do tej pory. Ale przekraczam próg.
I gdy tylko to robię, ze wszystkich stron otaczają nas
wojskowi ubranie w równe mundury, które różnią się jedynie ilością kropek na
mankietach. Na czele idzie wysoka, zgrabna kobieta. Nie ma stroju gwardzisty,
bliżej jej do stroju Victorii. Długie, jasnobrązowe, jakby spłowiałe od słońca
włosy ma splecione w taki sam warkocz jak granatowo oka. Idzie z przodu
zwrócona do mnie tyłem, nie jestem więc w stanie zobaczyć jej twarzy.
Znów
zatrzymujemy się przed drzwiami, jednak te są dość małych rozmiarów w porównaniu
z tamtymi, i gdyby nie odstające framugi
nie zauważyła bym różnicy między nimi a wyłożoną drewnem ścianą.
Strażnicy zostają odesłani przez młodą kobietę, a potem
drzwi zostają otwarte.
Zielony
pokój jest ciemny i mroczny pomimo kilku lamp żarzących się ostrym, zimnym
światłem. Duże biurko stoi na środku, sprawiając, że momentalnie się spinam.
Wykonuję kilka kroków słysząc, jak drewniane deski skrzypią delikatnie pod
wpływem moich stąpnięć.
Staję twarzą w twarz z kobietą w średnim wieku. Jest wysoka,
a czarne niegdyś włosy są dziś przyprószone siwizną. Spierzchnięte, lekko
czerwone usta uśmiechają się przyjaźnie, ale w mętnych żółtawych tęczówkach
dostrzegam coś nie przyjemnego.
- Witaj
Blair - otwiera leżącą na biurku teczkę i przerzuca kilka kartek w końcu
ujmując w palce jedną z nich. Widzę na niej swoje zdjęcie i jakieś słowa,
jednak litery są zbyt małe abym mogła je rozczytać. - Jestem Prezydentem Kręgu
- przedstawia się, a ja obserwuję jak zmienia się jej sylwetka, jak prostują
się przygarbione plecy, gdy wypowiada te słowa.
- Dzień dobry - nie ufam ludziom. Nigdy im nie ufałam.
Ludzie to potwory.
- Znałam twoich rodziców - usta wciąż się uśmiechają. W
oczach wciąż jest ten zimny blask. - I twoją siostrę - kiwam głową, a ona nie
czeka aż coś powiem. - Proponowaliśmy im, żeby się tu przeprowadzili. Dawno
temu. Nie chcieli. To była ich decyzja. Nie mogliśmy ich zmusić - ostra iskra
traci na sile. - Tak samo jak ciebie… - jej głos jakby na chwile cichnie.- Ale
masz prawo znać prawdę o ich śmierci…. -
Moje
mięśnie tężeją. Czuję się jakbym po kilometrach biegu wpadła do lodowatej wody.
Nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu.
Krew która dotychczas pędziła w moich żyłach rozsadzając je,
teraz gęstnieje, jakby zamrożona. Oddech tkwi w płucach a płuca zakleszczają
się, jakby klatka piersiowa się składała.
Z moich turkusowych oczu płyną łzy. Wydaje się słaba. Ale w
tej chwili właśnie taka jestem.
- Tylko
ty masz do tego prawo - gdyby słowa miały smak, te byłyby niezwykle
cierpkie. - Panno Owl? - koperta
wyciągnięta w moim kierunku jest stara i spłowiała.
Przełykam głośno ślinę, a ręce mi się trzęsą gdy wyciągam
kartki. Są trzy. Każda zapisana innym charakterem pisma.
Rzucam okiem na jedną z nich.
Duże ozdobne pismo, litery o obłych brzuszkach pisane
czarnym piórem na najbardziej pożółkłej z wszystkich kartek.
Pismo rozpoznaje momentalnie.
Wciągam
powietrze, zaciskam powietrze i gwałtownym ruchem, niemalże ze wstrętem
puszczam stronnice, które miękkim ruchem opadają na ziemię.
Oddech
drży, paznokcie wbijają się w wewnętrzną stronę dłoni.
- Giniemy za wolność , giniemy za słowa Giniemy
za bunt bo to wolna droga….
Zachrypnięty głos, to ten sam, który słyszałam na
targowisku.
I choć nie wiem czemu
wypowiedział te słowa i skąd wiedział, jak ogromną są dla mnie słabością
mam sobie dość odwagi aby unieść wzrok.
I tym razem nie ma gdzie uciec…
Wszystkie zakładki są uzupełnione.
Wszystkie zakładki są uzupełnione.
Czytasz = Komentujesz
Popieram akcję
Zaczynam się wciągać w Twoje opowiadanie, naprawdę... Cóż, poczekamy zobaczymy, cóż to z tego się urodzi. Ciekawe jaka jest prawda o jej rodzicach. Czuję, że będzie szokująca.
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam na Prolog, na blogu :
http://nocte-avis.blogspot.com/.
Miłego czytania, Nikola.
{sorry za spam.}
Ja chcę nowy rozdział, zaciekawiłaś mnie o tych rodzicach. Czekam na nową notkę.
OdpowiedzUsuńPS: Zapraszam na nn