lub
Wciągam
powietrze sporym haustem i unoszę głowę do góry. Wzrok który do tych czas był
skupiony na leżących na ziemi kartkach teraz napotyka ciemną postać.
Po bladych wargach błąka mu się grymas
przypominający arogancki uśmiech. Płonące oczy spoglądają na mnie spod wysoko uniesionych brwi,
jednocześnie rzucając ni to czerwony, ni to pomarańczowy poblask na bladą
twarz, sprawiając, że cienie tańczą na policzkach i pod oczami.
Przez kilka chwil wpatruję się w
chłopaka. Wyprostowana, niedbała sylwetka emanuje dumą i pewnością siebie. Ale
nie sprawia, że zakleszczam się w sobie.
Jest niczym wyzwanie do walki.
Powoli
przenoszę wzrok na panią Prezydent. Posyłam jej jedno zdezorientowane
spojrzenie, ale kobieta zdaje się nie zwracać na mnie uwagi, zbyt pochłonięta
notowaniem czegoś na wewnętrznej stronie teczki opatrzonej moim imieniem i
nazwiskiem.
Wędruję
więc wzrokiem po pozostałych i w końcu szukam pomocy w oczach niskiej brunetki
stojącej przy biurku. Ale orzechowe
tęczówki odpowiadają mi tylko obojętnym spojrzeniem, więc w końcu rezygnuję i
znów wbijam wzrok w kartki leżące na podłodze między mną, a czarnowłosym
chłopakiem.
-Przepraszam,
nie jestem w stanie tego przeczytać - kręcę lekko głową, a włosy wysuwają się
zza uszu i opadają na twarz.
- Proszę zabrać pannę Owl do
stołówki - prezydent wydaje polecenie nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- Chodź - głos brązowookiej jest
zaskakująco miły.
Przez chwilę wpatruję się w
Victorie, czekając aż pójdzie za mną, ale pojmuję, że ona zostaje. Raz jeszcze
spoglądam na chłopaka. W jego oczach buchają płomienie, gdy patrzy na mnie. Na
wpół wyzywająco, na wpół kpiąco.
- Ona jest słaba. To nie jest miejsce, dla takich jak ona -
w uszach dudni mi głos pani prezydent.
Wchodzimy
do duże sali, która wyglądem bardziej przypomina hangar samolotów niż stołówkę.
Jednak wszędzie poustawiane są stoły, a w najbardziej oddalonym od wejścia rogu
wydawane jest jedzenie.
Pomieszczenie jest prawie puste.
Przy jednym ze stołów w rogu siedzi trójka nastolatków. Wszyscy troje ubrani w
wojskowe mundury. Chłopak ma zabandażowaną głowę, a jedna z dziewcząt rękę na
temblaku, ale pomimo to krzyczą i śmieją się głośno.
Upuszczam
talerz na stół. Położone na nim sztućce podskakują i spadają na ziemię.
Przeklinam i pochylam się żeby
podnieść brzęczący nóż. Brązowowłosa uśmiecha się lekko, widząc złość jaka we
mnie buzuje.
- Smacznego - rzuca, gdy ciężko
opadam na ławę.
- Dziękuję - mamroczę w dłonie,
którymi zasłaniam twarz. Opieram łokcie o blat i zamykam oczy.
Ona jest słaba.
Słowa dudnią mi w myślach.
- Nie jesteś - odrywam dłonie od
twarzy i spoglądam na siedzącą obok mnie dziewczynę. A może młodą kobietę.
Dopiero w ostrym świetle
jarzeniówek zauważam, jak ciemną w porównaniu ze mną ma karnacje, jak duże są
jej oczy i ile odcieni mają jej włosy.
- Skąd wiesz o czym…? - nie
kończę pytania bo wchodzi mi w słowo.
- Powiedziałaś to na głos.
Kiwam głową, na znam zgody.
Wędruję
wzrokiem w kierunku roześmianej grupki nastolatków i przyglądam im się przez
chwilę.
Są tak młodzi a już w wojskowych
mundurach..
Dłubię
widelcem w nałożonym na talerz jedzeniu, ale nie jestem w stanie nic przełknąć.
Podnoszę wzrok na siedzącą przede mną brunetkę.
- Jedz - uśmiecham się do niej
lekko podsuwając talerz. Przez chwilę patrzy zdumiona, ale po chwili widelec
wędruje do jej ust.
Głośne
klaśnięcie sprawia, że się prostuję. Impuls przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa.
Spinam się.
- Brawo - słyszę za sobą głos
pani Prezydent.
Odwracam się w jej kierunku,
jednak wyraz jej twarzy nie zwiastuje niczego dobrego. Niczego złego. Nie
zwiastuje niczego.
Głośno przełykam ślinę i wbijam
wzrok w swoje dłonie. Czekam co się
stanie, a każda sekunda ciągnie się w nieskończoność, jakby miała być tą
ostatnią. Tym ostatnim tchnieniem.
- Pozwolę ci tu zostać.
Westchnienie
ulgi ucieka z moich ust i rozlewa się ciepłem po moim ciele, jakby radość
buzowała w moich żyłach razem krwią.
Odchylam głowę do tyłu, a moje
napięte mięśnie rozluźniają się na chwilę.
- Ale jest warunek… - Znów się spinam,
jakby w odruchu obronnym.
- Musisz zostać jedną z nas… -
nie wiem co ma na myśli. Ale jej oczy lustrują mnie uważnie, jakby szukając nie
pewności.
Podnoszę wzrok i wbijam uporczywe
spojrzenie turkusowych tęczówek w oczy pierwszej damy.
- Zostajesz wojowniczką. Taką
samą jak Victoria i Kaeana.
Przez
chwilę zastanawiam się o kogo chodzi. A potem napotykam smutne spojrzenie
brązowych oczu.
Proszą mnie, abym się nie
zgadzała, chociaż jej postawa się nie zmienia. U Victorii jest dokładnie tak
samo. Jedynie ramiona nieznacznie opadają.
Taka mam się stać? Zimna i
opanowana?
Biorę
głęboki wdech i pozwalam myślom pędzić. Każda z nich zmierza w innym kierunku,
ukazując mi inne obrazy i inne zdarzenia. Kolejne idee zdają się wpadać na
siebie nawzajem, zmieniając wzajemny tok dążenia.
A
potem widzę tylko ogniste oczy patrzące spod wygiętych w niemym pytaniu brwi.
Znów na wpół kpią, na wpół rzucają wyzwanie.
Ściągam
ramiona i ściskam wyciągniętą w moim kierunku dłoń pani Prezydent.
A
w moich oczach rozpalają się ogniki, które zdały sobie sprawę, że już czas się
budzić.
Zaczyna się robić ciekawie :D Nie wiem co napisać, ale jest ciekawie xD
OdpowiedzUsuńhttp://www.pozeracz-ksiazek-zuzywacz-atramentu.blogspot.com/