środa, 30 stycznia 2013

A jeżeli wojna, nie należy do ludzi, to po co każdej nocy koszmar ten mnie budzi?

           


                W pokoju jest zimno. W ciemności nie widzę nic. W podziemiu nie ma księżyca. Podziemie nie ma własnego nieba. Kładę się z powrotem na łóżku wpatrując w miejsce, w którym znajduje się skalny sufit.
Leżę płasko, z rękami równo przy ciele i nawet nie wiem czy mam otwarte czy zamknięte oczy. Przed nosem przewijają mi się wspomnienia.  
                Podrywam się z posłania i przyciskam ręce do twarzy. Opieram się plecami o ścianę, ale nie równe żłobienia wbijają mi się w plecy.
Zaczynam śpiewać pod nosem piosenkę mamy. Odrzucam głowę w tył i zapominam o Victorii, która śpi na sąsiednim łóżku.
                Wypieram z pamięci jej zakaz śpiewania tej piosenki,
Niczego nie świadome oczy szklą się łzami,
Żegnamy wszystkich tych których nie ma już z nami.
Wyklinamy wojnę, ciskamy wyzwiskami,
Chcemy odzyskać tych których nam odebrali.
                Przed moimi oczami powoli zaczynają migać majaczące się obrazy. 
Pamiętam gdy  odchodziłeś,
Twe ręce splecione z moimi.
O moje serce nie walczyłeś,
Lecz tego nie wiedziałeś.
                I nagle widzę piękną łąkę. Do moich nozdrzy dobija się słodki zapach zieleniejącej trawy. Ciepłe promienie słońca łaskoczą moje  policzki  i ślizgają się po ramionach. Miękka trawa łaskocze w stopy, a wiatr uderza we mnie delikatnie sprawiające, że czuję lekka.
Niczego nie świadome oczy,
 już wówczas zaszkliły się łzami.
Wyklinamy wojnę,  ciskamy wyzwiskami,
Odebrała nam tych,
których najbardziej kochamy.
                Obraz się zmienia. Teraz jestem w starym miasteczku. Zimny wiatr tańczy w uliczkach, między kamieniczkami. Piękne domy podupadają w ruinę, przechylając się nad ziemię i zdają się wisieć nad głowami skrytymi w ich cieniu ludzi tylko dzięki jakieś magicznej sile, lub niewidzialnym sznurom.
Mieszkańcy miasta zdają się być bardziej umarli, niż żywi. Każda pojedyncza kość wystaje spod szarawej skóry, której brud stał się już naturalną warstwą.
Może teraz i ja zawalczę
Wolność swą odbieramy.
Na dyktatorskim grobie zatańczę,
Wojnę z serc wypieramy.
                Miasteczko umyka mi sprzed oczu tak samo jak polana. I nagle znajduję się na starym cmentarzu. Brnę przez niego, stawiając niepewne kroki, ale sama nie do końca wiem, czego się boję. Cmentarz sam w sobie nie przeraża. Nie. Ani trochę.
Im głębiej się zapuszczam tym grobowce są starszy i bardziej zaniedbane.  W końcu zatrzymuję się przy jednym z większych sarkofagów.
Złote litery mienia się podstarzałym blaskiem, czekając aż ktoś zdmuchnie z nich kurz i przywróci choć namiastkę dawnej świetności. Ale nikomu nie jest ku temu śpieszno.
                Wiem, że powinnam bać się postaci, która tam spoczywa, ale chcę zrobić ten jeden mały krok i zajrzeć za uchylone drzwi. Dowiedzieć się, kto to.
                Czyjeś silne ramiona łapią mnie w chwili gdy wykonuję krok do przodu i zaczynają mną trząść, ale ja widzę jeszcze jedno - ogniste oczy świecące w otchłani skąpanego w czerni grobu.
                Tęczówki gwałtownie zmieniają kolor. Stają się granatowej mienią, tak samo jak przejrzyste nocne niebo.
I znów przez chwile wydają się ogniste.
                Przez kilka sekund nie jestem w stanie nic zrobić. Jakby moje ciało wydostało się spod władzy mojego umysłu.  Ale po kilku sekundach ręce machinalnie, wyuczonym gestem łapią przeciwnika, przewracają na brzuch i krępują.  Patrzę tępo w przestrzeń i dopiero po chwili dociera do mnie, że osoba którą zaatakowałam to Victoria. Odskakuję szybko do tyłu i patrzę na nią z narastającym przerażeniem. Podnosi się z ziemi i rozmasowując obolały nadgarstek wzrokiem szuka moich oczu. Gdy je odnajduje, zdziwiona zdaje sobie sprawę, że nie ma w niej wściekłości. Widzę tylko zdumienie.
                - Nie spodziewałam się tego po tobie - ej głos jest cichy.
- Ale czego? - nie jestem pewna, co ma na myśli.
- Niczego. A raczej wszystkiego.
W moich oczach musi być widać nieme pytanie, bo odpowiada nim zdążę ubrać swoje myśli w słowa.
- Po pierwsze- dobrze walczysz - oświadcza. - Może nawet masz większe predyspozycję na Wojownika niż sądziłam…
- Mama zawsze powtarzała, że muszę potrafić się bronić, bo ludzie są… źli - spuszczam wzrok na swoje stopy, doskonale zdając sobie sprawę jak naiwnie i dziecięco to zabrzmiało.  
Na twarzy Victorii pojawia się zapewne nikły cień uśmiechu, bo taki sam widzę w jej lśniących oczach.
- Po drugie zabroniłam ci śpiewać, tylko tę jedną piosenkę. Wszystkie inne możesz śpiewać, ale nie tą. A ty nie posłuchałaś - Moje oczy znów uciekają przed jej wzrokiem. - Wiem, że kiedyś przyda ci się umiejętność zapomnienia o rozkazach - te słowa wprawiają mnie w zdumienie. - Ale jeszcze nie teraz, Blair. Nie tutaj - kręci głową patrząc na mnie uważnie. - Nie śpiewaj, podróże między światami są niebezpieczne. Jeżeli ktoś zauważy jak wiele potrafisz, nigdy nie zdołasz uciec. Staniesz się towarem przetargowym. A to nie twoja wojna… - granatowe tęczówki obserwują mnie jeszcze przez kilka sekund a potem znikają, tak samo jak ich właścicielka.



Czytasz = Komentujesz
Popieram akcję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz