W pokoju jest zimno. W ciemności nie widzę nic. W podziemiu nie ma księżyca. Podziemie nie ma własnego nieba. Kładę się z powrotem na łóżku wpatrując w miejsce, w którym znajduje się skalny sufit.
Leżę płasko, z rękami równo przy
ciele i nawet nie wiem czy mam otwarte czy zamknięte oczy. Przed nosem
przewijają mi się wspomnienia.
Podrywam
się z posłania i przyciskam ręce do twarzy. Opieram się plecami o ścianę, ale
nie równe żłobienia wbijają mi się w plecy.
Zaczynam śpiewać pod nosem
piosenkę mamy. Odrzucam głowę w tył i zapominam o Victorii, która śpi na
sąsiednim łóżku.
Wypieram
z pamięci jej zakaz śpiewania tej piosenki,
Niczego nie świadome
oczy szklą się łzami,
Żegnamy wszystkich
tych których nie ma już z nami.
Wyklinamy wojnę,
ciskamy wyzwiskami,
Chcemy odzyskać tych
których nam odebrali.
Przed
moimi oczami powoli zaczynają migać majaczące się obrazy.
Pamiętam gdy
odchodziłeś,
Twe ręce splecione z
moimi.
O moje serce nie
walczyłeś,
Lecz tego nie
wiedziałeś.
I nagle widzę piękną łąkę. Do
moich nozdrzy dobija się słodki zapach zieleniejącej trawy. Ciepłe promienie
słońca łaskoczą moje policzki i ślizgają się po ramionach. Miękka trawa
łaskocze w stopy, a wiatr uderza we mnie delikatnie sprawiające, że czuję
lekka.
Niczego nie świadome
oczy,
już wówczas zaszkliły się łzami.
Wyklinamy wojnę, ciskamy wyzwiskami,
Odebrała nam tych,
których najbardziej
kochamy.
Obraz się zmienia. Teraz
jestem w starym miasteczku. Zimny wiatr tańczy w uliczkach, między
kamieniczkami. Piękne domy podupadają w ruinę, przechylając się nad ziemię i
zdają się wisieć nad głowami skrytymi w ich cieniu ludzi tylko dzięki jakieś
magicznej sile, lub niewidzialnym sznurom.
Mieszkańcy miasta zdają się być bardziej umarli, niż żywi.
Każda pojedyncza kość wystaje spod szarawej skóry, której brud stał się już naturalną warstwą.
Może teraz i ja
zawalczę
Wolność swą odbieramy.
Na dyktatorskim grobie
zatańczę,
Wojnę z serc
wypieramy.
Miasteczko umyka mi sprzed
oczu tak samo jak polana. I nagle znajduję się na starym cmentarzu. Brnę przez
niego, stawiając niepewne kroki, ale sama nie do końca wiem, czego się boję. Cmentarz
sam w sobie nie przeraża. Nie. Ani trochę.
Im głębiej się zapuszczam tym grobowce są starszy i bardziej
zaniedbane. W końcu zatrzymuję się przy
jednym z większych sarkofagów.
Złote litery mienia się podstarzałym blaskiem, czekając aż
ktoś zdmuchnie z nich kurz i przywróci choć namiastkę dawnej świetności. Ale
nikomu nie jest ku temu śpieszno.
Wiem,
że powinnam bać się postaci, która tam spoczywa, ale chcę zrobić ten jeden mały
krok i zajrzeć za uchylone drzwi. Dowiedzieć się, kto to.
Czyjeś
silne ramiona łapią mnie w chwili gdy wykonuję krok do przodu i zaczynają mną
trząść, ale ja widzę jeszcze jedno - ogniste oczy świecące w otchłani skąpanego
w czerni grobu.
Tęczówki
gwałtownie zmieniają kolor. Stają się granatowej mienią, tak samo jak przejrzyste
nocne niebo.
I znów przez chwile wydają się ogniste.
Przez
kilka sekund nie jestem w stanie nic zrobić. Jakby moje ciało wydostało się
spod władzy mojego umysłu. Ale po kilku
sekundach ręce machinalnie, wyuczonym gestem łapią przeciwnika, przewracają na
brzuch i krępują. Patrzę tępo w
przestrzeń i dopiero po chwili dociera do mnie, że osoba którą zaatakowałam to Victoria.
Odskakuję szybko do tyłu i patrzę na nią z narastającym przerażeniem. Podnosi
się z ziemi i rozmasowując obolały nadgarstek wzrokiem szuka moich oczu. Gdy je
odnajduje, zdziwiona zdaje sobie sprawę, że nie ma w niej wściekłości. Widzę
tylko zdumienie.
- Nie spodziewałam
się tego po tobie - ej głos jest cichy.
- Ale czego? - nie jestem pewna, co ma na myśli.
- Niczego. A raczej wszystkiego.
W moich oczach musi być widać nieme
pytanie, bo odpowiada nim zdążę ubrać swoje myśli w słowa.
- Po pierwsze- dobrze walczysz -
oświadcza. - Może nawet masz większe predyspozycję na Wojownika niż sądziłam…
- Mama zawsze powtarzała, że muszę
potrafić się bronić, bo ludzie są… źli - spuszczam wzrok na swoje stopy,
doskonale zdając sobie sprawę jak naiwnie i dziecięco to zabrzmiało.
Na twarzy Victorii pojawia się zapewne nikły cień uśmiechu,
bo taki sam widzę w jej lśniących oczach.
- Po drugie zabroniłam ci śpiewać, tylko tę jedną piosenkę.
Wszystkie inne możesz śpiewać, ale nie tą. A ty nie posłuchałaś - Moje oczy
znów uciekają przed jej wzrokiem. - Wiem, że kiedyś przyda ci się umiejętność
zapomnienia o rozkazach - te słowa wprawiają mnie w zdumienie. - Ale jeszcze
nie teraz, Blair. Nie tutaj - kręci głową patrząc na mnie uważnie. - Nie
śpiewaj, podróże między światami są niebezpieczne. Jeżeli ktoś zauważy jak
wiele potrafisz, nigdy nie zdołasz uciec. Staniesz się towarem przetargowym. A
to nie twoja wojna… - granatowe tęczówki obserwują mnie jeszcze przez kilka
sekund a potem znikają, tak samo jak ich właścicielka.
Czytasz = Komentujesz
Popieram akcję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz